Historia matki, która zabrała dziecko z sierocińca

Historia matki, która przeżyła prawdziwy koszmar po tym, jak zabrała dziecko ze schroniska. Jak walczyła z jego okrucieństwem, obojętnością i nienawiścią do ludzi wokół niego i co ostatecznie z tego wynikło.

Przez długi czas zamierzałem pisać moją historię, ale za każdym razem zastanawiałem się, czy zainteresuje ją ktoś. Ale kiedy przeczytałem kilka „sentymentalnych” opowieści o matkach, które po kilku miesiącach oddały dzieci z powrotem do schroniska (ponieważ nie jadły, nie spały, nie chodziły, siedziały, nie rozmawiały), rozzłościły się i zdecydowały, że mój przypadek w porównaniu z nimi, grosz nie jest tego wart.

zabrał dziecko ze schroniska

Tak więc moja historia jest nieco podobna do opowieści słynnych amerykańskich thrillerów, w których pary zabierają dzieci ze schroniska, które okazują się prawdziwymi potworami. Nawiasem mówiąc, myślałem, że to nie może zdarzyć się a priori, ponieważ wierzyłem, że dziecko nie może odziedziczyć dominujących cech charakteru biologicznych rodziców. Mocno wierzyłem, że temperament dziecka kształtuje się w zależności od środowiska, atmosfery w rodzinie i metod edukacji. Jak bardzo się myliłem.

Pierwsze miesiące życia z Vova

Zacznę z daleka. Ożeniłem się w wieku 19 lat. Sam uczeń sierocińca. Wbrew powszechnemu przekonaniu powiem, że bardzo mi się tam podobało. Nastawienie nauczycieli, nauczycieli i pracowników było dobre. Ludzie, jak mówią, od Boga. Ale nie o to chodzi.

Rok po ślubie urodziła się moja córka Christina. A po 2 latach znów chciałam mieć dziecko. Próbowaliśmy przez około rok. Po kolejnym badaniu lekarskim, w którym po raz setny powiedzieli nam, że mój mąż nie może już zostać ojcem, pogodzili się i postanowili zabrać dziecko ze schroniska. Kristyusha miała już 3 lata. Była bardzo szczęśliwa, że ​​wkrótce będzie miała brata.

Nie będę wchodził w szczegóły dotyczące formalności i nie będę wybierał. Ogólnie rzecz biorąc, w naszej rodzinie pojawił się roczny chłopiec Vova. To było pulchne, słodkie i bezczelne maleństwo, które zawsze się uśmiechało, gdy ktoś podchodził do jego łóżka i robił miny.

Moja pierwsza niespodzianka przyszła, kiedy próbowałem go podnieść i podbić. Zaczął głośno płakać. To koniec histerycykiedy wsadzę go do łóżeczka. Natychmiast włożył 2 palce do ust, położył drugi długopis na ramieniu i zaczął kołysać się na boki. Ja sam wychowałem się w szkole z internatem, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Tak czy siak. Radzimy sobie z tym. Stopniowo Vova zaczęła porzucać nawyk samokultywacji i natychmiast zasnęła, gdy tylko umieściliśmy go w łóżeczku. Szczerze mówiąc, podobało mi się, ponieważ godzinami potrząsaliśmy małą Kristyushą, a potem w wózku.

Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła, było to, że Vovchik nie chciał uczuć. Ciągle uciekał z rąk, wyciągając ręce i nogi.Bardzo mnie to zdenerwowało, ponieważ naprawdę chciałem trzymać go blisko siebie, wąchać, słyszeć pociąganie nosem, klaps. Ale tak się nigdy nie stało. Vova pozwolił się głaskać tylko w łóżeczku, a nawet nie zawsze. Musiałem z tym żyć.

Chłopiec dorastał zdrowy i silny, zadowolony z dobrego apetytu. Nigdy go nie ograniczaliśmy, kochaliśmy go tak jak Christinę, kupowaliśmy zabawki, najlepsze produkty pielęgnacyjne, wszystkie niezbędne meble.

Początek koszmaru

Problemy zaczęły się, gdy Vovchik skończył 4 lata i zabraliśmy go do przedszkola. Pierwszego dnia pokonał dziewczynę z całym okrucieństwem. Według opowieści niani i nauczyciela, kiedy weszli do pokoju, mój syn bił stopą Maszy leżącą na podłodze.

Potem nastąpiły rozmowy od rodziców dziewczynki z groźbami. Nie przestawaliśmy przepraszać, kupiliśmy Maszy sztalugę, kilka interesujących encyklopedii i zabawek. Na szczęście wszystko okazało się dobre dla dziewczyny.

Później dowiedzieliśmy się, że konflikt był spowodowany zabawką, której mój syn uparcie nie chciał dać. Codziennie rozmawialiśmy z Vovą. Spokojnie wyjaśniliśmy chłopcu, że nie należy tego robić.

dzieci nie dzielą się zabawkami

Przez kilka tygodni wszystko było w porządku, aż po przybyciu do przedszkola dowiedzieliśmy się, że Vova pomalowała całe ciało i twarz piórami dla chłopca. Następnie wbijał piasek w usta dziewczyny, pchając deski do biegania. I uderzył jednego chłopca w głowę maszyną do pisania podczas zabawy w piaskownicy.

Moja cierpliwość pękła, kiedy po przyjeździe do przedszkola nauczyciel powiedział mi, że zdjął spodnie podczas zajęć i zaczął dotykać się wszystkimi. W tym samym czasie, widząc, że dzieci się śmieją, zaczął tańczyć, skakać i krzyczeć.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było zabranie Vovy do psychologa. Powiedział, że chłopakowi brakowało uwagi rodziców. Zdecydowałem się rzucić pracę (pracowałem w domu - pisałem artykuły dla lokalnej gazety) i ściśle poradziłem sobie z dzieckiem. Dużo chodziliśmy, spędzaliśmy razem czas. Kiedy Vovchik skończył 5 lat, zabrałem go do szkoły przygotowawczej. Równolegle poszliśmy na szachy i pływanie.

Wszystko było w porządku, myślałem, że życie się poprawia. Ale nie. Mój mąż i ja zaczęliśmy zauważać, że Christine zachowuje się dziwnie. Nie odpowiedziała na nasze pytania, ciągle unikając rozmowy.

Aby nawiązać komunikację, zabrałem ją do mojej ulubionej kawiarni. Byliśmy tam razem. Zapytałem Christinę, jak się miewa. Dziewczyna natychmiast wybuchnęła płaczem. Usiadłem z nią i wyszeptałem: „Nie bój się, jestem z tobą, powiedz mi, co się stało”. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Okazuje się, że Vova ją przestraszyła. Każdego dnia powtarzał, że byłoby lepiej, gdyby się nie urodziła. Syn również nie zapomniał przy każdej okazji mówić, że jej rodzice nie lubią Christiny i chcą ją wysłać do sierocińca.

Mój gniew nie zna granic. Wróciłem do domu i zacząłem krzyczeć na Vovę. W tym momencie spodziewałem się, że chłopiec przynajmniej będzie płakać. W odpowiedzi zrobił złą minę i rzucił go w kierunku Christiny: „Zabiję cię”.

Razem z mężem postanowiliśmy ukarać Vovę - zabroniono nam oglądać bajki, pozbawione naszych ulubionych zabawek. Wydawało się, że syn żałował za swoje czyny. I znowu cisza - przed burzą.

Okres szkolny

Nadszedł czas w szkole. Mój mąż i ja byliśmy bardzo szczęśliwi - po raz pierwszy w pierwszej klasie. To bardzo wzruszające, kiedy widzieliśmy naszego syna wśród uczniów - taki dorosły, taki piękny.

Tu zakończyła się radość. Codziennie otrzymywaliśmy telefony od nauczyciela i rodziców. Wszyscy narzekali na zachowanie Vova. Kiedyś wszystkie matki zebrały się przy bramie, aby ze mną porozmawiać. Zrobili warunek - albo chłopiec się zmienia, albo piszą skargę do prokuratora.

Płakałem przez całą drogę i nie wypowiedziałem ani słowa. Vova, widząc moje łzy, nawet nie zapytał, dlaczego moja matka jest zdenerwowana. Mój mąż i ja postanowiliśmy zabrać go do psychiatry. Lekarz przepisał nam lekkie środki uspokajające. Leki były przyjmowane codziennie, ale nie pomagały. Vova ciągle udaremniał lekcje i podniósł rękę do kolegów z klasy.

Postanowiliśmy przenieść go do innej szkoły, w której była klasa kadetów. Tam Vova spotkała dwóch chłopców. Spędzili razem cały czas, poszli się odwiedzić.Mój mąż i ja myśleliśmy, że w końcu wszystko się ułożyło.

Wkrótce zadzwoniła do mnie matka jednego z przyjaciół Wowy i powiedziała, że ​​mój syn zmusił go do palenia papierosa (a to jest w drugiej klasie). W przypadku niepowodzenia chłopcy pobili go kijem. Prawdopodobnie łatwo zgadnąć, że mój syn wziął w tym główną rolę.

Poprosiliśmy rodziców ze łzami, by nie pisali oświadczenia na policję, obiecaliśmy przenieść Vovę do innej szkoły i nie pozwolić, aby ich dziecko poszło. Tak zrobili.

Wpływ Vova na relacje w naszej rodzinie

Po incydencie z biciem chłopca opadły mi ręce i rozwinęła się depresja. Następnie skierowano apel do terapeuty. A gdyby nie lekarz, nie wiem, co by się ze mną stało.

Mój mąż i ja przeklinaliśmy każdego dnia. Kiedy małżonek ubrał się i wyszedł w czasie konfliktu. We mnie walczyła nienawiść i miłość do Wowy. Z jednej strony zrozumiałem, że to mój syn, potrzebował pomocy, az drugiej zdałem sobie sprawę, że może popełnić jeszcze poważniejsze przestępstwo.

Jeśli chodzi o zachowanie mojego dziecka - to się nie zmieniło. Wciąż nie było w nim współczucia, litości, współczucia. Był okrutny, prawie nigdy się nie uśmiechał. Vova wolała jakieś złe gry - z bronią i koniecznie z ranami i zabójstwami.

Zadzwoniłem do mojego małżonka, który mieszkał z moją siostrą, poprosiłem, żebym wrócił i wszystko omówił, ponieważ los naszej rodziny jest rozstrzygany. Przyszedł i razem zaczęliśmy płakać. Pierwszą rzeczą, o którą spytałem, było: „Co się dzieje, czy nigdy się z tobą nie sprzeczaliśmy?”

W tym momencie Vova weszła do pokoju. Zobaczył ojca i nawet się nie przywitał. Nie obchodziło go, że taty nie było w domu przez 2 dni.

Wieczorem wszyscy zebraliśmy się przy obiedzie, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Dzwoniła matka chłopca, z którą Wowa często bawiła się na podwórku. Powiedziała, że ​​mój syn go popchnął, a on uderzył głową w ławkę. Na moje pytanie, dlaczego właśnie dzwoniła, kobieta odpowiedziała, że ​​jej syn bał się o tym porozmawiać. Na początku wyjaśnił, że sam się uderzył, a potem przyznał, że to Vova. Groził chłopcu i powiedział, że zabije, jeśli powie coś dorosłym.

Nie mogłam tego znieść. Podeszła i uderzyła Vovę w policzek. Syn zaczął histerię i krzyczeć, że nas nienawidzi. Powiedziałem mu, że jeśli nie przestanie się tak zachowywać, oddamy go z powrotem do sierocińca.

Jednym słowem, nigdy nie ukrywaliśmy przed Vovą, że był ze schronienia. Zawsze mówiłem, że są dzieci, które rodzą się z brzucha i te, które pojawiają się z serca. Tak więc to on urodził się z serca. Ale chłopiec nie przywiązywał do tego żadnej wagi.

I znowu obojętność. Jakie to okropne i bolesne, gdy dziecko nie dba o to, kiedy nie czuje miłości do swoich bliskich, a jedynie odczuwa gniew i nienawiść.

Trudna decyzja

W nocy, kiedy dzieci zasnęły, ja i mój mąż zaczęliśmy znowu rozmawiać. Trwało to do 2 w nocy W końcu doszliśmy do wniosku, że chłopiec musi wrócić do sierocińca. Przyznaję, że długo o tym myślałem, ale miałem nadzieję, że wszystko się ułoży.

Vova zdawała się słyszeć naszą rozmowę, ponieważ przez kilka miesięcy nic się nie działo - żadnych skarg rodziców, żadnych bicia, złych słów, przejawów agresji wobec siostry. Zaczęliśmy się do tego przyzwyczajać, aż pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że pieniądze zniknęły z naszego mieszkania. Kradzież została zauważona, gdy mój mąż postanowił przeznaczyć kilka tysięcy na „bank macierzysty”, a następnie - przeliczyć całą kwotę. Zaginęło prawie 30 tysięcy osób.

Wowa w tym czasie wróciła z ulicy. Zapytany o to, gdzie są pieniądze, odpowiedział: „Zapytaj swoją Kristinochkę. Nie mam nic wspólnego z ”.

płacząca dziewczyna

Córka spojrzała na nas kwadratowymi oczami. Zdaliśmy sobie sprawę, że popełniliśmy błąd, oskarżając Christine o kradzież.

Wszedłem do pokoju Vova i uderzyłem go w policzek. Chłopiec pisnął, ale nawet nie wypuścił łzy. Na pytanie: „Dlaczego go wziąłeś?”, Odpowiedział: „To było dla mnie konieczne i wziął to, zarobisz więcej”. W przypływie gniewu powiedziałem, że jutro odejdzie do szkoły z internatem. Wowa nie wierzył w to, ponieważ pozostał obojętny. A może go to nie obchodziło.

Rano poszedłem do schroniska. Tam wraz z reżyserem zebraliśmy wszystkie archiwa i dowiedzieliśmy się, że ojciec Wowy siedział za potrójne morderstwo.Dowiedziałem się również, że w jego rodzinie byli schizofrenicy. Ale nie o to chodziło. Zdecydowanie zdecydowałem, że nie mogę już tego robić. I znowu papierkowa robota.

Kiedy Vova wyszedł do schronu, jego twarz nawet się nie wzdrygnęła. Przez chwilę myślałem, że wróci, płacze, poprosi mnie i ojca, żeby mi wybaczyli i zostawili go w domu. Ale nie - brak reakcji. Zero.

Po tym, jak Vova wyszła, znów byłam przygnębiona, jakby oderwano ode mnie kawałek, ale zrozumiałam, że muszę żyć, zwłaszcza, że ​​mam piękną, życzliwą córkę, która potrzebuje wsparcia moich rodziców.

Teraz Vova ma 11 lat. Nadal do niego przychodzimy, przynosimy prezenty, pomagamy pieniędzmi. Chłopiec bierze je i nie mówi ani słowa. Ale może zadzwonić w dowolnym momencie i poprosić o coś, jakbym był jakąś darmową dostawą. Ale mimo to staram się zrobić dla niego wszystko, o co prosi. Może w ten sposób odpokutowałem za niego moją winę?

Wiem, że wielu potępi mnie za taki czyn, ale ja też nie jestem żelazem. W końcu chłopiec prawie zrujnował moją rodzinę. Teraz co sześć miesięcy odwiedzam psychoterapeutę, Christina wciąż nie chce słyszeć o Vova. Dziewczyna krzywi się, gdy dzwoni telefon. Ona boi się odebrać telefon.

A dlaczego taka niesprawiedliwość? Ktoś zabiera dzieci ze schroniska dla zabawy, zwracając je po kilku miesiącach, kogoś - żeby się nie nudzić, i kogoś - odwracającego uwagę od żalu, śmierci bliskiej osoby. Wziąłem dziecko, aby pokochało go jak tubylca, otworzyłem przed nim swoje serce i duszę, zaufałem najbardziej tajnemu, wpuściłem do rodziny, ale niestety nie czekałem na wzajemność.

Podziel się z przyjaciółmi
imammy.htgetrid.com/pl/
Dodaj komentarz

Dla mamy

Dla taty

Zabawki